Logo Centrum Myśli Jana Pawła II

Stypendyści w Tajwanie

Zachęcamy do lektury relacji, jaką Ania i Konrad, laureaci Stypendium m.st. Warszawy im. Jana Pawła II, przygotowali ze swojej podróży do Tajpej w ramach współpracy między Warszawą  a stolicą Tajwanu.
 


W środku nocy pojechałam na to lotnisko (mama się popłakała, a przez nią ja też). Nie było łatwo się tam odnaleźć, ale wreszcie zajęłam miejsce w samolocie. Widoki podczas lotu okazały się niesamowite, tyle że o mało co nie nabawiłam się klaustrofobii, a od ciśnienia przy lądowaniu omal mi głowy nie rozsadziło.

Lotnisko w Amsterdamie – fantastyczne! Ogromne, ale perfekcyjnie oznakowane i ze świetną obsługą. Nie ma mowy, żeby się zgubić. Szkoda tylko, że lotniskowe muzeum akurat remontowano; w drodze powrotnej będzie za mało czasu, żeby je obejrzeć…

Boeing, do którego wsiedliśmy w Amsterdamie – istne cudo. Nawet w naszej klasie ekonomicznej każdy pasażer miał swój mały wielofunkcyjny telewizorek z wyborem filmów, muzyki i informacji na temat lotnisk i lotu. Czego więcej potrzeba? Jedzenia podano tyle, że przez 11 godzin lotu z własnych zapasów ruszyłam tylko jednego batona, i to wyłącznie z łakomstwa.

Do Hongkongu przylecieliśmy z opóźnieniem, więc musieliśmy się spieszyć. Nie żałuję jednak, bo tu nie bardzo mi się spodobało. Miałam wrażenie, że wszyscy krzywo na mnie patrzą.

W boeingu z Hongkongu spotkaliśmy Polkę! Co za traf, że w tak ogromnym samolocie siedziała akurat obok nas! Wszystko szło gładko: wylądowaliśmy bezpiecznie, a na lotnisku odnalazł nas człowiek, który opiekuje się nami z ramienia miasta Tajpej.

Idziemy odebrać bagaże… I od razu daje o sobie znać mój pech, a jakże! Zaginął cały mój bagaż… Oczy mi się zaszkliły, ale nie rozbeczałam się na dobre. Konsul pomógł mi zgłosić zaginięcie. Jedyna pociecha, że jeśli zgubiono go w Hongkongu, to powinien dotrzeć jeszcze dzisiaj.

Wyszliśmy z lotniska, gdzie czekał na nas wynajęty samochód. Przeżyłam szok: powietrze stało, takiej duchoty dawno nie doświadczyłam. Czułam się, jakbym weszła do łaźni. Nawet kiedy zaczął padać deszcz, nie zrobiło się lepiej.

Po wizycie w McDonaldzie poszliśmy do biura, skąd odebrała mnie mama Josephine (Josephine ma egzaminy do 17.00). Co za fantastyczna kobieta! Nie mówi zbyt wiele po angielsku, ale można się z nią swobodnie porozumieć. Dała mi ubrania na zmianę i przybory do mycia, żebym mogła wziąć prysznic. Od razu zrobiło mi się dużo lepiej. Zamierzam poczekać na Josephine, chociaż oczy mi się kleją. Tu jest wprawdzie dopiero piętnasta, ale ja nie spałam od ponad 28 godzin.

Tymczasem zostałam w domu tylko z babcią Josephine (która się ze mnie uśmiała, jak wyszłam spod prysznica z rozczochranymi włosami) i zajadam się mango. I choć nie rozumiem ani słowa z napisów w tym domu, czuję się bezpieczna. I to jest najważniejsze!

Wasza ambasadorka Ania


 

Opublikowano 04.07.2010

ZOBACZ RÓWNIEŻ

To już tradycyjnie miesiąc metafizycznej refleksji, którą otwiera przed nami piękno muzyki
To był wyjątkowy dzień! Mieliśmy okazję przenieść się w czasie i poznać różne regiony etnograficzne Polski.
Rozmawiamy o kulturze w trudnych czasach. O kulturze, która przechowuje „przesłanie o czymś wyższym”, jest dowodem na wartość człowieka, pokazuje, że wybory są możliwe, i która opiera się na słuchaniu
Z okazji 25. rocznicy ogłoszenia encykliki zapraszamy do przeczytania artykułu „Jan Paweł II a sprawa Galileusza” na naszym portalu JP2online