Zapraszamy do lektury kolejnego odcinka przygód naszej stypendystki na Tajwanie! Dziś opowiada o restauracjach i herbacie.
Zaginiony bagaż odnalazł się na lotnisku w Hongkongu, więc dostałam go jeszcze tego samego wieczora. Przebrałam się więc we własne ciuchy i poszliśmy do restauracji, gdzie udało mi się zjeść cały obiad pałeczkami. Byłam z siebie bardzo dumna!
Następnego dnia wstałam o 6.00 i poszłam z Josephine do jej szkoły. To ogromny budynek, z pięć razy większy niż standardowe szkoły w Polsce. Pozwoliłam sobie na wydanie części pieniędzy w sklepach, po czym wspólnie z koleżankami Josephine ze szkolnego klubu dyskusyjnego poszłyśmy do restauracji, w której płaci się przy wejściu w przeliczeniu ok. 25 zł, a potem można jeść, ile się chce i co się chce przez jakieś 3 godziny.
Dziewczyny zaczęły tam grać w grę polegającą na tym, że jedna grupa wymyśla hasło, a druga musi zaśpiewać jak najwięcej piosenek z nim; przegranej drużynie wyznacza się „karę”. W tym wypadku było nią wyłudzenie ciastka od obcych ludzi oraz zaśpiewanie i odtańczenie hymnu szkoły na środku sali. Naprawdę nie sądziłam, że moje nowe koleżanki to zrobią! Jednak zrobiły, a ludzie wokoło albo nie zwracali na nie uwagi, albo uśmiechali się pod nosem. W Polsce prawdopodobnie nie przeszłoby to tak łatwo.
Po wyjściu z restauracji chodziłyśmy po mieście. Zachciało mi się pić, więc kupiłam herbatę. Oczywiście, ani trochę niepodobną do tego, co znają Polacy. W napoju pływały takie śmieszne czarne kulki, jakby żelowe, które wsysało się przez szeroką słomkę.
Potem pojechałyśmy na spotkanie z Konradem, Shinem i jego dwoma kolegami oraz Litwinką, która również jest tu na wymianie. Poszliśmy nad rzekę, na Walentynkowy Most. Shin śpiewał razem z chłopakiem grającym na gitarze gdzieś w tle. Gość naprawdę ma głos! Widoki były przepiękne, a muzyka, choć nie rozumiałam tekstu, nadawała romantycznego nastroju.
Wróciłam do domu bardzo zadowolona.
Ania
30.06.2010