Dziś spojrzymy na Tajpej z perspektywy Konrada. 4 linie metra, rowery, aparaty fotograficzne i pałeczki do jedzenia… Zapraszamy do lektury!
Moim pierwszym wrażeniem po przylocie do Tajwanu było przytłaczające gorąco. Klimat na wyspie jest niewiarygodnie wilgotny i ciepły.
Ludzie są tu uprzejmi i przyjacielscy. Podczas wędrówek po zatłoczonych ulicach tego kraju cały czas czujesz niezwykłą atmosferę dalekiego Wschodu, uderza cię brzmienie oryginalnego języka, zwraca twoją uwagę mnogość restauracji i przydrożnych barów oraz orientalna kultura. W samym Tajpej i jego okolicach funkcjonuje dobrze rozwinięty transport (4 linie metra!). Tutejsze szkoły są na wysokim poziomie, a ceny ubrań lub jedzenia – niezbyt wygórowane.
Widziałem już piękne wybrzeże, muzea, nocne markety, zaliczyłem przejażdżkę rowerową, basen, a nawet SPA. Byłem także w górach oraz w okolicach Danshue i Taipei. Odwiedziłem muzeum rzeźby i kupiłem kilka par pałeczek oraz inne pamiątki. Krótko mówiąc: nie próżnuję (jeszcze się nie zdarzyło, żebym się nudził choćby 10 minut).
Do tutejszego jedzenia trzeba się przyzwyczaić – nie ma wyjścia. Ono jest w zasadzie dobre, tylko czasem zbyt „aromatyczne” i słodkie. A używanie pałeczek nie przysparza wielu trudności, a nawet bywa zabawne i przyjemne. Zaczynam się przed każdym posiłkiem zastanawiać, jakimi należy włożyć w nie pałeczki.
Tajwańczycy wprost kochają robić sobie zdjęcia! Nie wychodzą z domu bez aparatu fotograficznego i starają się uchwycić niemalże wszystko.
Dzisiaj byliśmy w ekskluzywnej „self service” restauracji hotelowej. Potem odwiedzaliśmy Muzeum Poczty (znalazły się tam wzmianki i o polskiej), a następnie wjechaliśmy najszybszą na świecie windą na drugi pod względem wysokości budynek na świecie – Tajpej 101. Panorama miasta i okolic z wysokości 500 metrów wyglądała niesamowicie.
Konrad
06.07.2010.