Dramaturgia Karola Wojtyły wciąż stanowi wielkie wyzwanie dla teatru. Hermetyczność tekstu, rapsodyczność stylu, niedookreślona przestrzeń, zaufanie słowu jako podstawowemu nośnikowi znaczenia, pogłębiony temat etyczny, ukłon w stronę tradycji literackiej – to główne trudności, jakie czyhają na twórców spektakli. O jego dramatach mówi się: „metafizyczne”, „dramaty wnętrza”, zestawiając je z utworami Cypriana Kamila Norwida, Juliusza Słowackiego (zwłaszcza „późnego”) i Stanisława Wyspiańskiego. Jest to więc literatura ważna i niebłaha, nie tylko i nie przede wszystkim ze względu na autora. A jednak jej związki ze sceną już nie są tak klarowne i oczywiste.
Przekonują o tym sceniczne realizacje dramatów Wojtyły. Nie było ich wiele, do czasu pamiętnego konklawe z 1978 roku żaden z reżyserów nie podjął wyzwania! Dopiero światowe prapremiery Przed sklepem jubilera w reżyserii Leopolda Kielanowskiego w londyńskim Teatrze Polskim ZASP z 25 kwietnia 1979 roku oraz Brata naszego Boga w reżyserii Krystyny Skuszanki w krakowskim Teatrze im. Juliusza Słowackiego z 13 grudnia 1980 roku rozpoczynają fascynujące dzieje zmagań z tą trudną literacką materią. Dzieje pełne spektakularnych sukcesów (nie tylko frekwencyjnych) i szlachetnych porażek, ascetycznych rozwiązań przestrzennych i oryginalnych pomysłów scenograficznych, silnych wzruszeń po obu stronach rampy i obojętnych reakcji widowni.
Najbardziej frapujące wydaje się podpatrywanie i podsłuchiwanie, jak z Wojtyłowym słowem radzą sobie aktorzy. Ze znakomitym skutkiem czynili to (i czynią nadal!) członkowie dawnego Teatru Rapsodycznego. Teatru, dla którego – jak wolno sądzić – dramaty te były pisane. Ale przecież podejmowali takie próby także wykonawcy, którzy swój zawodowy światopogląd (i warsztat, co nie bez znaczenia) wywodzą z innych źródeł. Na wystawie można posłuchać, jak „mówią Wojtyłę” m.in.: Danuta Michałowska, Tadeusz Malak, Józef Fryźlewicz, Grażyna Szapołowska, Krzysztof Globisz, Daniel Olbrychski, Scott Wilson, Ben Cross, a nawet sam Burt Lancaster!
To właśnie „ożywianie” słowa wydaje się najważniejszym aspektem literackiej spuścizny Karola Wojtyły i zarazem jej najciekawszym tematem. Idea „słowa żywego”, wywiedziona z polskiej literatury romantycznej, w jego twórczości zyskuje wymiar nieomal sakralny, wymiar „tworzenia” i „stwarzania”, który nieodparcie przywodzi na myśl źródła biblijne, z Księgą Rodzaju i Ewangelią wg św. Jana na czele.
A jest to sfera szczególnie oporna i niewdzięczna dla inscenizatora. Już wiele mówiące podtytuły unaoczniają gatunkowe ograniczenia i trudności. „Drama”, „drama narodowe”, „medytacja”, „misterium” – to formy szczególnie skupione na słowie, myśli czy idei, mniej na teatralnych efektach. Potrzebna jest reżyseria, która potrafi wydobyć znaczenie ze słów i wesprzeć je środkami, które by to znaczenie uwypukliły i ożywiły, nie tłamsząc go. Zespolenie słowa z wypowiadającym je aktorem – oto podstawowe zadanie realizatora dramatów Karola Wojtyły.
Efekty spotkań teatru z tą twórczością są ciekawym świadectwem połączenia dwóch podstawowych elementów komunikacji międzyludzkiej: słowa i gestu. Dlatego tytuł jednego ze szkiców Wojtyły, Dramat słowa i gestu, wydał się nam najbardziej odpowiedni dla prezentowanej wystawy. A przypomnienie współtworzonej przez Karola Wojtyłę (i pięknie wyrażonej w jego korespondencji z Mieczysławem Kotlarczykiem) idei „słowa żywego”, która towarzyszyła narodzinom Teatru Rapsodycznego, było dla nas zaszczytnym obowiązkiem w 40. rocznicę likwidacji krakowskiego zespołu.
Michał Mizera – Kurator wystawy