(- Myślę, że wczoraj odebrali porządną lekcję. A dziś?
– A dziś poślemy ich na górę. Na Babią Górę.)
Wyprawa na Babią Górę, w dniu poprzedzającym wyjazd z Zawoi, objęła wszystkich stypendystów – z wyjątkiem chorych oraz skutecznie pozorujących dolegliwości zdrowotne. Jedna z ostatnich okazji na obozie do przemyślenia i przedyskutowania zagadnień życia jako pielgrzymki. Pielgrzymki z trudami – jak ten silny wiatr, który próbował strącić nas ze szczytu. Pielgrzymki z niespodziankami – jak ten lis, co zagubił swoją dziką naturę, jak ta kapliczką z wyblakłą od słońca Matką Boską (dowód, że i tu dobry człowiek zawędrował, i oddał Jej cześć, stawiając figurkę w skalnym zagłębieniu).
A Babia Góra dlatego, że odstaje od poziomu morza o 1724 metry, jak kobieca dostojność spogląda wzniż i wzwyż, zawsze bliska niebu, anielska.
Po dziesięciu dniach Papieska Szkoła Letnia anno domini 2008 dobiegła końca. W godzinę wyjazdu nikt nie płakał, bo chyba każdy wyjeżdżał z poczuciem, że nauczył się wielu ważnych rzeczy i przeszedł do następnej klasy. Ostatni egzamin zdawaliśmy, siedząc w kręgu na drewnianych ławkach. Podawaliśmy sobie z rąk do rąk krótki kijek: była to sztafeta wyznań tego, co dała nam Szkoła. Ten przedmiot (taka jego natura) zamyka się w dwóch zakończeniach – tak samo, jak czas naszego obozu został objęty w nawias dwóch dat. Ale ten sam kijek może też mieć, zamiast końców, dwa początki – tak samo, jak otworzyły się przed nami nowe pejzaże, możliwości i chęci dzięki Papieskiej Szkole Letniej.
Pierwszego dnia naszej bytności w Zawoi hasłem było „Życie – pielgrzymka odkryć”. Z tym samym zdaniem w zielonych ćwiczeniach (i zielonych głowach) żegnaliśmy Beskidy. Wysiedliśmy tam, gdzieśmy wsiedli. Podróże wszak kształcą, „zwłaszcza te dookoła świata”!
Uczestnicy Szkoły Letniej?
Przygotowali: Emilia Kolinko i Tomasz Andrzejewski