W latach dziewięćdziesiątych Europejczycy wyobrażali sobie, że demokracja to jest ostatni możliwy ustrój i już nie będzie żadnych innych. Pisał o tym Francis Fukuyama w Końcu historii. Czy demokracja oznacza koniec historii? Czy wszystkie kraje do nas dołączą, wszystkie staną się demokratyczne?
Oczywiście bardzo szybko zdaliśmy sobie sprawę, że jest to mit. Jest to tylko europejskie marzenie. Na przełomie wieku XX i XXI demokracja znowu jest odrzucana. To odrzucenie ma charakter jeszcze gwałtowniejszy niż to, które miało miejsce w latach trzydziestych XX wieku. W latach trzydziestych krytykowano demokrację, ponieważ była skorumpowana. Dzisiaj problemy są o wiele głębsze i myślę, że o wiele bardziej niepokojące, ponieważ chodzi o problemy strukturalne. Kiedy mówimy o komunistycznych tzw. demokracjach ludowych, to mamy świadomość, że nie były one prawdziwymi demokracjami. To dobry przykład, jak można wypaczyć ideę ustroju demokratycznego.
Skuteczność demokracji
Nie można rozwiązać problemów demokratycznych w taki sposób, że wprowadza się coraz więcej demokracji. To tak nie działa. Jeżeli gdzieś demokracja jest nieskuteczna, to nie oznacza, że trzeba wprowadzić jeszcze więcej demokracji. Na przykład w starożytnej Grecji tak zdemokratyzowano armię, że przegrywano wszystkie wojny. Niektórzy ludzie, którzy nie są zadowoleni ze skuteczności działania Unii Europejskiej, mówią, że trzeba jeszcze więcej Unii. Nie, to również tak nie działa.
Nie można rozwiązać problemów demokratycznych w taki sposób, że wprowadza się więcej i więcej demokracji. To tak nie działa.
Starano się z demokracji zrobić ideologię. Na przykład Václav Havel, kiedy przejął władzę w październiku 1992 r., mówił, że nie rozumiał demokracji. Nie rozumiał, że demokracja jest ustrojem niedoskonałym, procesem, który nie ma końca. Trochę jak historia przez duże „H”, która też nigdy nie jest zakończona. Z przerażeniem odkrył, że jego niecierpliwość w narzucaniu innym demokratycznych rozwiązań ma w sobie coś z komunizmu. Chciał popchnąć historię do przodu, trochę jak dziecko, które ciągnie w górę roślinę, żeby szybciej rosła.
Nic nie trwa wiecznie
Jednocześnie trzeba powiedzieć, że żaden ustrój nie jest wieczny. Dante, wielki poeta europejski, uważał, że monarchia jest nieśmiertelna. W jego czasach można było tak myśleć, ale my już wiemy, że ustroje polityczne są śmiertelne. Demokracja jest ustrojem równie śmiertelnym jak wszystkie inne. Jeśli zależy nam na tym ustroju, to trzeba go ratować. Należy zdać sobie przede wszystkim sprawę z tego, że demokracja jest kulturą. W latach dziewięćdziesiątych, w epoce Fukuyamy, uważano, że demokracja jest narzędziem, które można komuś pożyczyć i powiedzieć: użyj jej, a później mi oddasz. To tak nie działa. Demokracja nie jest narzędziem. Demokracja jest kulturą. Jeśli nie mamy kultury wolności, nie możemy wprowadzić demokracji. Kolorowe rewolucje nie zadziałały, ponieważ usiłowano wprowadzić demokrację wśród ludów, które nie wiedziały, czym jest wolność. Inaczej mówiąc, mamy do czynienia z formą kultury wolności. Zakorzenienie się kultury wolności jest warunkiem koniecznym w stosunku do demokracji.
Demokracja nie jest narzędziem. Demokracja jest kulturą. Jeśli nie mamy kultury wolności, nie możemy wprowadzić demokracji.
Obecnie spora część krajów na świecie, które w tej chwili zmierzają ku demokracji, to tak zwane demokracje nieliberalne. Nawet na Zachodzie, czy w strefie wpływów Zachodu, są demokracje nieliberalne, które się rozwijają, na przykład Węgry Viktora Orbána czy Polska poprzedniego rządu. Jak to wyjaśnić? Trzeba zadać pytanie o granice wolności. Wydaje mi się, że demokracje nieliberalne powstają i rozwijają się dlatego, że głosujący ludzie uważają, że wolność powinna mieć jakieś ściślej określone granice. Często przypominam zdanie, którego uczymy się we Francji od dzieciństwa, sześcioletnie dzieci uczą się go na pamięć w szkole, jak katechizmu: „moja wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność innych”. Tak jakby jednostka mogła realizować swoją wolę tak, jak zechce, dopóki nie napotka na drodze innej woli. Czyli ruch może rozwijać się swobodnie, dopóki nie natrafi na ruch przeciwległy, drugą swobodę, drugą wolność. W tym rozumieniu wolność wydaje się bezwładną siłą, jak w dramacie Hernani Victora Hugo: „Jam siłą, która nie wie, w co sama uderza”.
Kolizje wolności
Uważam, że moja wolność nie kończy się w miejscu, w którym zderza się z wolnością drugiego człowieka. Uważam, że raczej wiąże się ona z pojęciem odpowiedzialności. Wolność człowieka nie może rozwijać się bez końca. Jesteśmy wolni, wobec tego w naszych kulturach powinniśmy wyznaczać sobie samym własne granice. Mogę powołać się na Aleksandra Sołżenicyna, który mówił o samoograniczaniu wolności. Zwróćmy uwagę: nie mówił, że można ją ograniczyć z zewnątrz. Mówił, że ma zdolność do samoograniczenia. Tak rodzą się demokracje, które ograniczają wolności. We współczesnych demokracjach wierzy się, że wolność może się rozwijać aż do momentu, kiedy nie przeszkadza się drugiemu, a jednocześnie wprowadza się inne granice, kiedyś nie istniejące, np. dotyczące zdrowia czy bezpieczeństwa jednostek.
Kiedy głosowanie ludu nie odpowiada temu, czego chce elita, wówczas elita jest wściekła. Mówi: to jest nienormalne, lud źle zagłosował.
Populizmy czy demokracje nieliberalne uważają, że granice wolności są postawione w niewłaściwym miejscu. Jest mnóstwo tekstów amerykańskich, ciekawych, często też zabawnych, na ten temat. Sprawa jest jednak poważna. Elity uważają, że wolność nie ma granic, natomiast lud uważa, że wolność musi się samoograniczać. To oczywiście prowadzi do walk politycznych nieco przypominających walkę klas. Moim zdaniem, każda walka klas jest czymś upiornym.
Kiedy głosowanie ludu nie odpowiada temu, czego chce elita, wówczas elita jest wściekła. Mówi: to jest nienormalne, lud źle zagłosował. Na przykład słyszeliśmy, że należałoby ponownie poddać pod głosowanie brexit. Kiedy niektóre kantony szwajcarskie przegłosowały zakaz budowy minaretów, Daniel Cohn-Bendit powiedział: „Trzeba, żeby Szwajcarzy zagłosowali ponownie”. Myślę, że gwałtowny rozwój tak zwanych nieliberalnych demokracji odzwierciedla nowy epizod w czymś, co można nazwać wojną bogów. Jest to jakby walka modernistów i antymodernistów. W prawdzie antymoderniści nie są przeciwko rozwojowi, ale uważają, że sprawy poszły za daleko. Totalne reformy społeczne, totalne otwarcie granic, totalna swoboda przemieszczania się. Dlatego wybierają rządy, które chcą tę wolność ograniczać. Jak Viktor Orbán, który wzywa do wpisania do konstytucji, że małżeństwo jest związkiem kobiety i mężczyzny.
Racjonalizacja i technokracja
Trzeba więc przede wszystkim odpowiedzieć na pytania, gdzie wolność powinna się zatrzymać i czy w ogóle trzeba ją zatrzymywać. To jest bardzo ważne pytanie, bo tak naprawdę już nie mamy hamulców moralnych i w zasadzie wszystko jest możliwe. W krajach kultury judeochrześcijańskiej – tylko w tych krajach – religia dyktuje moralność. W innych krajach, nazywanych, nie w znaczeniu pejoratywnym, pogańskimi, czyli we wszystkich innych krajach, to państwo narzucało moralność. W tej chwili we Francji doszliśmy do etapu, w którym to państwo wyznacza moralność i jej uczy. Na przykład mamy projekt ustawy o eutanazji i to parlamentarzyści decydują o tym, co jest dozwolone, a co jest zabronione. Religia nie ma już nic do powiedzenia.
Przekonania religijne czy przekonania w ogóle, są pogardzane ponieważ uważa się, że przynoszą wojnę.
Druga kwestia, która wydaje mi się bardzo ważna, to zrozumieć, że trudności demokracji są związane ze sprawą racjonalności czy racjonalizacji. Od około 50 lat obserwujemy proces racjonalizacji świata społecznego w odpowiedzi na rozwój technologiczny. Racjonalizację polityki wiąże się – moim zdaniem błędnie – z wielkim pragnieniem pokoju. Pragnienie pokoju jest powszechne, chociaż oczywiście obecnie w jakiś sposób zostało podważone, od kiedy w Ukrainie trwa wojna. Europejczycy są przekonani, że to przekonania religijne są źródłem wojen. Uważam, że to nieprawda, bo mieliśmy w XX wieku potworne wojny, których źródłem nie była religia. Hitleryzm był pogański, sowietyzm całkowicie ateistyczny. W każdym razie to właśnie pragnienie pokoju wyjaśnia powodzenie pragmatyzmu politycznego. Przekonania religijne czy przekonania w ogóle, są pogardzane ponieważ uważa się, że przynoszą wojnę. To prowadzi do czegoś, co można nazwać pragmatyzmem. To jest podejście chińskie – filozofia chińska jest głęboko pragmatyczna. Zgodnie z nią rząd ma robić tak, żeby wszystko działało. Jeśli rzeczywiście działa, to bardzo dobrze, ale dokąd nas to prowadzi? Słyszymy odpowiedź na to pytanie: tam, dokąd wszyscy chcą iść, czyli ku lepszemu życiu, komfortowi materialnemu, przy poszanowaniu lokalnych tradycji, zwyczajów i mitów. We Francji mamy mit bardzo głęboko zakorzeniony, którym jest równość. Jesteśmy krajem egalitarnym. To jest mit, ale mity są czymś ważnym. Czyli, jeżeli wybieramy możliwie najlepsze życie pod względem materialnym, to politykę ocenia się zgodnie z kryterium racjonalności. I w takich warunkach demokracja staje się stopniowo technokracją.
Na podstawie tłumaczenie symultanicznego Urszuli Bisek. Całość wykładu prof. Chantal Delsol wygłoszonego w dniu 14.05.2024 r. w ramach projektu Centrum Myśli Jana Pawła II „Obserwatorium idei: inspiracje” można obejrzeć na naszym kanale Youtube CMJP2