Przygód stypendystki ciąg dalszy. Tym razem Ania opowiada o Tęczowym Moście, ośmiornicach w cieście, nocnych marketach i słodkim lodzie. Zapraszamy do lektury.
Dzisiaj nie musiałam zrywać się aż tak wcześnie, ale i tak – jak na moje możliwości – spałam zbyt krótko.
Około 11.00 wyruszyłyśmy na stację i złapałyśmy pociąg do Fulong. Jest to miejsce na kształt ośrodka wypoczynkowego z prywatną plażą. Przeszłyśmy Tęczowym Mostem i spełniło się jedno z moich marzeń: zobaczyłam ocean. Pacyfik był na wyciągnięcie ręki!
Nie miałyśmy strojów kąpielowych, jedynie ubrania na zmianę. Ludzie na Tajwanie chcą zachować jak najjaśniejszą skórę, więc się nie opalają. Dlatego stroje kąpielowe na plaży nie są zbyt rozpowszechnione. Pomimo wysokiej temperatury Josephine nosiła długi rękaw, żeby uniknąć kontaktu ze słońcem.
Po kąpieli w niesamowicie słonej wodzie i zakopywaniu się w piasku, opuściłyśmy plażę i pojechałyśmy do Keelung City. Podczas jazdy zjadłyśmy obiad (pociągi nie trzęsą tu tak jak nasze). Miałam problemy z pałeczkami, ale ostatecznie dałam sobie radę.
W Keelung City chodziłyśmy po tzw. nocnych marketach. Można tam kupić rozmaite rzeczy dużo taniej niż w stolicy, w tym mnóstwo dziwnego jedzenia. Próbowałam szaszłyków ze smażonych małych jajeczek, słodkich bułeczek z warzywnym nadzieniem, ośmiornicy w cieście, suszonych owoców, liczi i czegoś w rodzaju słodkiego lodu (tak, lodu, nie lodów!) z różnymi dodatkami, których nie potrafię nazwać. Niektóre były podobne do kuleczek z herbaty, którą kupiłam dzień wcześniej.
Teraz usatysfakcjonowana kładę się spać.
Do następnego!
Ania
01.07.2010
słodki lód