W minioną środę odbyło się ostatnie spotkanie seminarium akademickiego „Logos Zaangażowany” 2009/2010. Studenci, w ramach bloku tematycznego Solidarność jako powołanie, analizowali socjologiczne i filozoficzne uwarunkowania fenomenu solidarności – zarówno tej międzyludzkiej, jak i ruchu społecznego.
Zajęcia prowadził dr Michał Łuczewski, wykładowca Instytutu Socjologii na Uniwersytecie Warszawskim.
„Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej Ziemi”. Tyle razy słyszeliśmy te słowa, że ich radykalizm coraz częściej nam umyka, że prawie nie rozumiemy, co one znaczą. Tyle razy słyszeliśmy, że właśnie z tych słów zrodziła się Solidarność, że przestaliśmy myśleć o tym, jak do tego doszło. Ale czy Duch Święty rzeczywiście na Polskę zstąpił?
Ta sfera pozostaje dla nas tajemnicą. Bo tak jak wiek XX był naznaczony przez misterium inquitatis, tak również przejawiła się w nim tajemnica dobra. Do odpowiedzi możemy się więc jedynie przybliżać, bez pewności, że odpowiadamy dobrze. Należy jednak próbować, gdyż inaczej Solidarność stanie się ruchem jednym z wielu, który można badać za pomocą narzędzi politologii, ekonomii, socjologii czy psychologii. W takiej perspektywie do jej wytłumaczenia nie potrzebujemy już Ducha czy Jana Pawła II, wystarczy „geopolityka”, „kryzys gospodarczy”, „utrata legitymizacji władzy” czy „dysonans poznawczy”. Czujemy przecież jednak, że Solidarność była czymś więcej. I że nie sposób zrozumieć jej bez Chrystusa.
Choć nie wiemy, kędy wieje Duch, wiemy, jak się przejawia, jakie są jego symbole i jakie są jego dary. „Pan i Ożywiciel” jest „Duchem zbawienia, odkupienia, nawrócenia i świętości, Duchem prawdy, Duchem miłości i i Duchem męstwa”. Duch „przekonywa świat o grzechu, o sprawiedliwości i o sądzie” (J 16, 7 n.). Duch jest Pocieszycielem. Jeśli ludzie się nawracają, jeśli pojawia się prawda i miłość, jeśli stają się mężni, jeśli tworzą wspólnotę – możemy przypuszczać, że w ich życiu obecny jest Duch.
Solidarność była zwielokrotnieniem tego doświadczenia, wylaniem się Ducha. Żeby to zrozumieć, wystarczy przyjrzeć się jej doświadczeniu, tzn. temu, jak doświadczali ją jej uczestnicy. Otóż mieli bardzo jasną świadomość dobra i zła, grzechu i cnoty, wiedzieli, czym jest sprawiedliwość i wiedzieli, że musi przyjść sąd. Solidarność dawała nadzieję, burzyła bariery między ludźmi, pozwalała wyjść poza nieufność zaszczepioną przez komunizm. Cierpienie w totalitarnym państwie zostało przeobrażone przez nią w przyjaźń. „Wtedy wszyscy byliśmy razem” – można usłyszeć od ludzi opozycji.
Największy paradoks polega na tym, że rozgraniczenie dobra i zła, nadzieja, wspólnota – to wszystko, w czym przejawia się Duch Święty, zniknęły z doświadczenia opozycjonistów po roku 1989. Dla nich nie był to ten wymarzony rok cudu; na miejscu jasnych kategorii moralnych pojawił się relatywizm, na miejscu wspólnoty – podział polityczny, na miejscu nadziei – rozczarowanie. Czy to znaczy, że Duch Święty zstąpił – i odszedł?
dr Michał Łuczewski
IS Uniwersytet Warszawski