Sprawdzaliśmy się codziennie: w rozmowach, w wędrówkach, w porannym wstawaniu, pod prysznicem z zimną wodą, a jeszcze innym razem w pomaganiu. Przypomina się z lat młodości (jeszcze większej niż ta, która dzieje się w nas dzisiaj) nakaz pomagania staruszkom na przejściach dla pieszych (z ilustracjami, a jakże!). W tej części Zawoi nie było przejść dla pieszych i tacy potrzebujący nie rzucali się w oczy. Z propozycją pomagania musieliśmy zgłosić się sami do wybranych przez nas domostw. Wyobrażaliśmy sobie roboty czysto gospodarskie, a okazało się, że niektórzy z nas służyli parą uszu w rozmowach z mieszkańcami. Choć niejednokrotnie Zawojanie wskazywali na swój tryb życia coraz bardziej miejski, to z wdzięcznością przyjmowali naszą chęć niesienia pomocy, uśmiechów na młodych ustach i dobrych słów.
A przy świątecznej niedzieli zorganizowaliśmy Dzień Centrum Myśli Jana Pawła II. Wiernym, którzy odwiedzili karmelicki kościół, opowiedzieliśmy o naszej instytucji, zaproponowaliśmy obejrzenie Tryptyku rzymskiego (filmu z poezją papieża), udział w loterii.
A na tym ludziku (w środku) przyklejano odpowiedzi na pytanie „Kim jest dla ciebie Jan Paweł II”.
Z wiklinowego kosza (z niczego tak doskonale się nie losuje) wyławiano aforyzmy znanych osobistości. Jednym dostał się Szekspir, inni zdejmowali kolorową wstążeczkę ze słów kardynała Wyszyńskiego. Żadnych pustych pól, same rarytasy!
(Ach, kobiety! Nie odczyta przecież, ale te wstążeczki, koszyczek…)
Był i konkurs. Zawojanie mogli się popisać wiedzą o życiu Jana Pawła II i wygrać kalendarium życia papieża Polaka (dla pogłębienia wiedzy, dla nabycia wiedzy). Jeśli pamięć zawiodła, a spojrzenie w bezkresne niebo nie przyniosło odpowiedzi na pytanie zadane z wdzięcznym uśmiechem młodego dziewczęcia – wtedy oczy namyślającego się kierowano do tyłu i w górę. Gdzieś spod sklepienia dachu wyrastała duża karta z najważniejszymi datami z biografii Karola Wojtyły. Ale tu ściąganie nie było karane. Najważniejsze, że padały same poprawne odpowiedzi, od młodych i starszych.
Jeszcze tego samego dnia udało się rozegrać finał zawojskiego turnieju futbolowego. Walka toczyła się – jak to mówią – o każdy centymetr boiska.
Nagrodą (tak na niby!) dla wygranej drużyny był stojący nieopodal (zupełnie przypadkowo) nieświadomy swojego przeznaczenia zabytkowy prawie pojazd.
Ciało się nam ćwiczyło nie tylko w ten barbarzyński sposób. Bez uszczerbków cielesnych toczyła się gra w rodzaju żeńskim – siatkówka. Nad siecią (może częściej pod) przecinała boiskowe przestworza piłka w trzech kolorach, siatkówkowa.
Zdarzyło się i tak, że przyjechał do ośrodka ks. Ksawery Knotz, żeby porozmawiać z nami o znaczeniu cielesności w życiu kochających się ludzi, oczywiście wszystko w ujęciu papieskiej teologii ciała. Tuż przed odjazdem księdza lunął deszcz, ale komuż w duszy nie świeci słońce po ciekawym i pouczającym spotkaniu?