Wywiad z prof. Chantal Delsol udzielony dla magazynu „Myśl w Centrum” 14 maja 2024 roku w warszawskiej SGH.
Jeśli sami nie będziemy bronić naszych wartości, one z pewnością upadną. Nie wiem, czy mamy wystarczająco dużo wewnętrznej siły. Jeśli przyszłe pokolenia Europy nie będą wierzyć w europejskie wartości, wszyscy staniemy się Chińczykami.
Jak Pani postrzega postulat Jana Pawła II, żeby europejskie wartości – godność człowieka, wolność i równość – zakorzenić głębiej w chrześcijaństwie? Czy powierzchowne i niekonsekwentne ich traktowanie oznacza, że będziemy je stopniowo porzucać?
Nie ma wątpliwości, że godność człowieka, wolność i równość, wartości, na których się w Europie opieramy, wywodzą się z chrześcijaństwa. Ich źródło zostało jednak porzucone, a wartości straciły zdolność organizowania życia społecznego. Stały się zindywidualizowane, prywatne, ważne co prawda dla każdego człowieka, ale tylko w wymiarze osoby. Ciekawe jest to, że idea osoby również pochodzi z chrześcijaństwa. Chrześcijaństwo od samego początku oddzieliło człowieka od jego naturalnej społeczności, aby popchnąć go w kierunku Boga. Stąd wziął się zachodni indywidualizm. Można powiedzieć, że to trochę tak, jakby religia „strzeliła sobie sama w stopę”, bo teraz musimy się przeciwstawiać nadmiernej indywidualizacji. Za nią podąża niestety relatywizacja, która oznacza, że ostatecznie każdy robi to, co chce.
Trzeba więc próbować zakorzeniać europejskie wartości w chrześcijaństwie. Jan Paweł II miał rację. Bardzo trudno jest jednak wrócić do korzeni. Coraz mniej ludzi jest chrześcijanami. Porzucając religię, zachowują oni co prawda wartości wywodzące się z chrześcijaństwa, ale je indywidualizują. Bardzo trudno jest walczyć z tym prądem.
Innymi słowy, świat chrześcijański w Europie upada – nie powinniśmy bać się słów – ale jednocześnie duch chrześcijański tego miejsca pozostał. W efekcie powstało coś, co niektórzy autorzy, tacy jak G.K. Chesterton, nazywają humanitaryzmem, rodzajem humanitarnej moralności chrześcijańskiej. To coś innego niż humanizm, ponieważ humanizm oznacza stawianie człowieka na pierwszym miejscu. We współczesnym humanitaryzmie człowiek nie jest już w centrum. Człowiek postrzegany jest w nim jako zwierzę jak każde inne, za tym idzie ideologia ekologii itd. Na tym właśnie polega humanitaryzm: na przyjmowaniu wartości chrześcijańskich i reorganizowaniu ich w postmodernistyczny sposób.
Czy te nowe wartości zachodnioeuropejskie są jeszcze atrakcyjnym modelem dla innych kultur, np. islamskiej, prawosławnej, chińskiej?
To, co w świecie Zachodu pozostaje do pewnego stopnia atrakcyjne, to prawa człowieka i przede wszystkim nowoczesność, nowoczesna kultura. Nawet w islamie, nawet wśród Chińczyków, zawsze znajdą się ludzie, którzy będą bronić liberalnej kultury konsumpcyjnej w zachodnim stylu. To ludzi wciąż pociąga.
Trzeba jednak powiedzieć, że przez ostatnie stulecia Europa Zachodnia, ale także Ameryka Północna, w mniejszym lub większym stopniu kolonizowały resztę świata przy pomocy siły i podstępu. To, co zrobiliśmy, to podbój. Nie wiem więc, czy nasze wartości były naprawdę atrakcyjne – świat nie miał wyboru, musiał „dać się przekonać”. Europejska kultura miała wtedy swój czas, ale to nie mogło trwać wiecznie. Imperium Rzymskie było najtrwalszym imperium w historii, a trwało niecałe dziesięć wieków. Zwykle trwanie imperiów jest znacznie krótsze. Dla nas będzie to trwało trzy, może cztery wieki, w zależności od tego, jak rozumie się imperialną dominację państw zachodnich, np. w Ameryce Południowej.
Nie jestem więc pewna, czy nasz model był aż tak atrakcyjny dla innych. Pozostaje pytanie, czy jest wciąż atrakcyjny dla nas – Europejczyków. Czy jesteśmy gotowi go bronić? Bo jeśli nie będziemy chcieli go bronić, to będzie podupadać. Obronę rozumiem jako rodzaj walki kulturowej, nie zaś wojny militarnej w starym stylu.
W dzisiejszej sytuacji kraje takie jak Turcja, Iran, Rosja i Chiny nie chcą być częścią naszego świata wartości. Wystarczy spojrzeć na chiński „Dokument nr 9”. To poufny dokument, ale szeroko rozpowszechniany wśród członków Komunistycznej Partii Chin, dziś znany dzięki wyciekowi informacji. W całości wymierzony jest przeciw wartościom Zachodu i ich przenikaniu do Chin. Na przykład wolność prasy jest w nim postrzegana jako przejaw nihilizmu. To, co my uznajemy za „uniwersalne wartości”, w dokumencie przedstawione jest jako jedno z największych zagrożeń dla Chin. Z wielu stron spotyka nas więc odrzucenie. Jeśli sami nie będziemy bronić naszych wartości, one z pewnością upadną. Nie wiem, czy mamy wystarczająco dużo wewnętrznej siły. Jeśli przyszłe pokolenia Europy nie będą wierzyć w europejskie wartości, wszyscy staniemy się Chińczykami.
Skoro wartości, które próbuje zaszczepiać Zachód, są odrzucane, czy widzi Pani szansę dla kultury Europy Środkowej czy Europy Wschodniej? Czy uważa Pani, że „drugie płuco Europy”, jak o nas mówił Jan Paweł II, ma w kontekście upadku zachodniej narracji coś do powiedzenia?
Europa Środkowo-Wschodnia – region, trzeba to powiedzieć, do pewnego stopnia pogardzany przez Zachód – może być dla całej Europy przykładem kulturowej zdolności przetrwania. Ludzie, którzy tu mieszkali, wiele wycierpieli, byli i są kolonizowani przez Rosję i przez innych, przez długi czas toczyli walkę z nazizmem i komunizmem i w końcu stawili opór we wspaniały sposób. Porównajmy mentalność dzisiejszych Polaków z mentalnością dzisiejszych Niemców. Niemcy są narodem obciążonym przez winę, przestraszonym, bez tożsamości, gotowym zgodzić się na wszystko. Z drugiej strony Polacy to ludzie, którzy historycznie nie mają sobie wiele do zarzucenia. Wszystko, do czego byli zmuszeni przez historię, to opór wobec ludzi, którzy chcieli ich podbić. Dziś Polacy radzą sobie dobrze, robią postępy, rozwijają się. Myślę, że summa summarum dobrze zareagowali na postkomunizm, choć oczywiście można się o to spierać. Ja – szczerze mówiąc – chylę czoła. Widzimy też, czym staje się Rosja – coraz bardziej autokratycznym, skorumpowanym, biednym krajem. I, co za tym idzie, krajem agresywnym, przed którym będziemy musieli się bronić.
Jan Paweł II słusznie powiedział, że Europa Środkowo-Wschodnia jest drugim płucem Europy. Jest nam ono potrzebne, zwłaszcza w kontekście zagrożenia ze Wschodu. Polacy i Węgrzy to ludzie, którzy wierzą w swoje wartości. Myślę, że bardziej niż my – Francuzi. Potrzebujemy, żeby „nowa Europa” wlewała w „starą Europę” tę wiarę, uczyła jej nas, ponieważ Zachód jest strasznie, niemal cynicznie zniechęcony, obarczony poczuciem winy. W tej chwili Polska staje się centrum Europy w związku z wojną na Ukrainie. Staje się tym centrum również ze względu na wyraźną wolę polityczną. To perspektywa obiecująca nie tylko dla Polski, ale ostatecznie też dla globalnej wizji europejskiej.
Rozmawiał Piotr Strasz